Światełko w szpitalu
02-10-2012 09:34
A
A
A
Efekty aktywnych działań nowych władz sochaczewskiego Szpitala Powiatowego zaczynają być widoczne coraz wyraźniej. Na zewnątrz to dokończenie ocieplenia najważniejszego obiektu szpitalnego, wewnątrz – przygotowania do przyjęcia systemu e-administracji, czego pierwszą jaskółką jest możliwość zapisania się na wizytę drogą internetową. Jakie są blaski i cienie naszej lecznicy? Co się udało, a co jeszcze zostało do zrobienia? Jakie są bliskie i dalsze plany kierownictwa? O opinie na te tematy poprosiliśmy dyrektora szpitala Piotra Szenka i z-cę ds. ekonomicznych – główną księgową Barbarę Konopacką oraz z-cę ds. administracyjnych i jednocześnie naczelną pielęgniarkę – Wiesławę Załuską. Czego się dowiedzieliśmy?
O samym szpitalu opowiedziała W. Załuska: - W jego skład wchodzi 5 budynków głównego bloku szpitalnego połączonych łącznikiem, pawilon psychiatryczny oraz obiekty pomocnicze. Szpital świadczy usługi medyczne w zakresie opieki krótko- i długoterminowego lecznictwa zamkniętego, stacjonarnej pomocy doraźnej, diagnostyki, ambulatoryjnych porad specjalistycznych, rehabilitacji oraz stomatologii dla wszystkich mieszkańców powiatu sochaczewskiego. Jest to lecznictwo stacjonarne i ambulatoryjne, a razem pomoc udzielana jest na 10 oddziałach szpitalnych i w 25 poradniach specjalistycznych. Co ważne, świadczona jest również dla mieszkańców powiatu świąteczna i nocna pomoc lekarska i pielęgniarska, stacjonarna i wyjazdowa.
Umożliwia to również dobrze wyposażony w sprzęt medyczny dział diagnostyki medycznej z pracownią CT, RTG, USG, mammografii, endoskopii, spirometryczną, EEG i prób wysiłkowych. Dodatkowym atutem jest nowoczesne, spełniające standardy europejskie całodobowe lądowisko dla śmigłowców ratunkowych.
Rocznie w oddziałach szpitalnych leczy się ponad 12 tysięcy pacjentów, odbywa się prawie 2 tysiące operacji, przychodzi na świat ponad 700 noworodków. W poradniach specjalistycznych pomoc otrzymuje 90 tysięcy pacjentów, wykonuje się prawie 100 tysięcy zabiegów rehabilitacyjnych, a 35 tysięcy pacjentów korzystało z pomocy oddziału ratunkowego lub opieki nocnej i świątecznej. Wykonano między innymi prawie 30 tysięcy badań RTG, 9 tysięcy USG, ponad 2 tysiące gastroskopii i kolonoskopii i 3 tysiące tomografii komputerowych.
Do tak dużej ilości wykonywanych świadczeń zdrowotnych zatrudnionych jest prawie 470 pracowników biorących bezpośrednio udział w diagnostyce, leczeniu i opiece nad pacjentami, a wspomaga ich w zakresie obsługi techniczno-gospodarczej 80 pracowników, natomiast w ramach obsługi administracyjnej 49 osób.
P.Sz. - Nie da się jednak leczyć człowieka bez pielęgnacji, a pielęgnować bez leczenia. Przykładem są sekretarki medyczne, które tak naprawdę pełnią funkcję przy oddziałach, czyli służą pacjentowi, a nie są stricte personelem administracyjnym, choć do takich zalicza się ich zaszeregowanie. A jest ich w szpitalu ponad 30, bo konieczne są w każdym oddziale i do rozliczeń każdego świadczenia zdrowotnego z NFZ.
To wszystko generuje koszty a kasa nie jest z gumy…
P.Sz. - Jeżeli nie ma możliwości zwiększenia dochodów, trzeba minimalizować koszty. Kierownictwo postanowiło przystąpić do takiej reorganizacji pracy, aby była bardziej efektywna. W pionie administracji, bo tego głównie dotyczy reorganizacja - spłaszczeniu uległa struktura zatrudnienia. Mniej jest kierowników, utworzono piony odpowiedzialne za poszczególne sfery działań – pion ekonomiczny (sekcja finansowa i eksploatacyjna) i pion administracyjny. Szpital musi zmniejszać koszty funkcjonowania, lecz dotyczy to przede wszystkim części niemedycznej. Wiele decyzji wynika z czystego ekonomicznego rachunku. Jeżeli jakieś usługi z zewnątrz będą tańsze i skuteczniejsze, a jednocześnie z korzyścią dla szpitala i pacjenta – nie widzę żadnego powodu, żeby je na siłę u nas zatrzymywać.
Tak było kilka lat temu z laboratorium, a teraz próbujemy zrobić coś z parkingiem, na który na razie tylko wydajemy pieniądze. Kosztują naprawy, czyszczenie, odśnieżanie itp. Chętnie oddamy go w ręce komuś, kto będzie nim zarządzał, a my będziemy jeszcze mieli z tego korzyść. Jeśli nawet na tym nie zarobimy, to nie będziemy mieli strat.
Zresztą wszystkie działania szpitala dążą do tego, aby zwiększać przychody, a minimalizować wydatki.
Jednym z takich przykładów może być termomodernizacja obiektów szpitalnych.
B.K.- Oczywiście. Jeszcze niedawno opalaliśmy szpital olejem opałowym, teraz przeszliśmy na gaz. Najbardziej spektakularnym osiągnięciem będzie w tym roku wykonanie III etapu ocieplenia obiektów szpitalnych, które generują największe straty ciepła. To zakończy najważniejsze prace. Z własnych środków musimy wyłożyć 413 tys. zł., z Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska otrzymamy ok. 230 tys. zł. Do zrobienia pozostaną jeszcze budynki pomocnicze – pralnia, kuchnia, warsztaty itp.
To na pewno sukces. Ale nie wszystko idzie lekko. Od 1 lipca zmalała z 9 do 6 liczba centrów powiadamiania ratowniczego. Sochaczew znalazł się w obszarze obsługiwanym przez centrum w Grodzisku Mazowieckim.
P.Sz. - Od 1 lipca pogotowie jest w dyspozycji firmy Falck znaczy to, że fizycznie straciliśmy kontrakt na pogotowie z NFZ. Nie zmieniło to faktu, że nadal karetki stoją tam, gdzie stały - w Iłowie, w Teresinie, dwie w Sochaczewie. Ludzie z Sochaczewa dodzwaniają się do Grodziska, co nie ma żadnego znaczenia z logistycznego punktu widzenia. Tylko dotychczas było tak, że karetka wyjeżdżała ze szpitala, ze szpitalną obsługą medyczną i znającym teren kierowcą – ten personel to była wielka siła i atut naszego pogotowia. Ubolewać należy nad tym, że dla NFZ w tym przetargu najważniejsze były ceny, a nie jakość usług. A GPS nie wszędzie doprowadzi.
I choć Fundusz dotychczas płacił nam stawkę za gotowość karetki tylko z dwoma ratownikami, bez zaliczenia kierowców do jej obsługi, dla poprawienia sprawności i szybkości obsługi pacjentów sochaczewski szpital opłacał kierowców z własnych pieniędzy. Zwiększało to koszty, ale również bezpieczeństwo pacjentów.
Teraz karetka wyjeżdża z tej samej okolicy, ale z innego miejsca, często bez kierowcy, tylko z ratownikiem medycznym za kierownicą – o wszystkim decydują oszczędności. W wyniku przetargu firma Falck dostała od wojewody upoważnienie i odpowiada kompleksowo za całość ratownictwa medycznego – od dyspozytorni do dojazdu do szpitala – poprzez strategię wyjazdów, dysponowanie zespołu, dojazd zespołu, pierwszą pomoc, informację, współpracę z innymi służbami, czas reakcji, wyposażenie zespołów, fachowość personelu, itp.
Jak zwykle, za wszystkim stoją pieniądze. A jak jest ze szpitalnym budżetem?
B.K. - Nasz roczny budżet zamyka się kwotą 51 milionów 972 tysięcy złotych. Szpital posiada płynność finansową, nie mamy żadnych zaległości i opóźnień w spłacaniu istotnych faktur.
Główne źródło naszego przychodu to oczywiście umowy zawarte z Mazowieckim Oddziałem NFZ na świadczenie usług medycznych – stanowią one 97% budżetu. Pozostałe przychody pochodzą ze sprzedaży usług medycznych na rzecz podmiotów, z którymi mamy zawarte umowy.
Od wielu lat nie tylko w naszej placówce dużym problemem są nadwykonania. Są to zabiegi, które wykraczają poza zakres umów podpisywanych corocznie z NFZ. Na koniec lipca strata szpitala wyniosła 2.079.606 zł. Gdyby szpital odzyskał 1.844.099 zł od NFZ za świadczenia medyczne wykonane ponad limit i nie poniósł kosztów likwidacji pogotowia, wyszedłby „na zero”. Oczywiście wraz ze starostami i Zarządem Powiatu czynimy wszelkie starania, aby pieniądze za nadwykonania odzyskać, choć trzeba dodać, że już na przełomie czerwca i lipca dziura w budżecie NFZ wynosiła 800 mln zł. Od 2 lat NFZ nie jest w stanie zapłacić za wszystkie nadwykonania.
P.Sz. - Tym ważniejsza i warta uwypuklenia jest – decyzja Rady Społecznej ZOZ, która na wniosek dyrekcji i przy pełnej aprobacie przewodniczącego Rady, wicestarosty Janusza Ciury, zgodziła się na wykonywanie dodatkowych zabiegów, nie mając przecież pewności zwrotu ich kosztów z NFZ. Z jednej strony jest to zwiększone obciążenie dla szpitala, z drugiej maksymalna możliwa likwidacja kolejek i przekładania zabiegów na późniejsze terminy. A takie operacje, jak np. wszczepienie protezy nie są wcale tanie i sięgają tysięcy złotych, bo przecież samą protezę kupujemy też za szpitalne pieniądze. W innych szpitalach, np. w Skierniewicach, leczą tylko urazy, my robimy również operacje planowe.
Przyszły rok będzie lepszy?
B.K. - Z dużym prawdopodobieństwem jednak gorszy. NFZ w tym roku ustalił cenę jednego punktu „rozliczeniowego”, na podstawie którego zawierane są kontrakty medyczne, na sumę 52 złotych. Jak wyliczyliśmy, w naszym szpitalu koszt tego punktu wynosi 60,44 zł. Gdybyśmy dostawali taką sumę za każdy punkt, szpital wychodziłby na swoje. Gdyby NFZ pokrył nam różnicę 8,44 zł na punkcie, nasz kontrakt na 299.315 punktów dałby dodatkowe 2 miliony 536 tysięcy złotych na tę działalność po koszcie wytworzenia. Podobna sytuacja jest w innych szpitalach, nie jesteśmy wyjątkiem.
Dla przykładu - za poród – ze wszystkimi dodatkami (lub cięcie cesarskie z całą opieką nad matką i dzieckiem, badaniami, lekarstwami, znieczuleniem, lekarzami, opłatami, płacami, jedzeniem, podatkami utrzymaniem infrastruktury itp. itd.) liczone są 33 punkty obliczeniowe. Jeżeli pomnożymy to przez 52, wychodzi 1.716 zł., co absolutnie nie pokrywa żadnych kosztów.
Leczenie pacjenta chorego na zapalenie płuc, który przeciętnie przebywa w szpitalu przez 7 dni – NFZ wycenił na 25 punktów, co daje 1.300 zł za tydzień pobytu ze wszystkimi wyżej już podanymi kosztami.
Dodatkowo szpital pracuje w systemie stałego ostrego dyżuru. Szpitale w Warszawie mogą się wymieniać, my nie mamy z kim. To też stwarza duże koszty, bo w każdej chwili muszą być na miejscu lekarze i ekipa gotowa do działania.
P.Sz. - Kłopotem stało się utrzymywanie 6 w pełni wyposażonych w nowoczesną aparaturę karetek. Liczę na to, że znajdą się pomysły i chętni na ich zagospodarowanie bez konieczności pozbywania się ich. Najłatwiej byłoby je sprzedać, ale traktować to trzeba jako ostateczność.
Co więc dalej?
P.Sz. - Problem jest w tym, że cała rzeczywistość szpitali globalnie zmienia się w 2016 roku. Już do czerwca 2014 roku musimy skomputeryzować i zinformatyzować szpital, gdyż inaczej praktycznie przestajemy istnieć. Jest to podstawa – brak scentralizowanego systemu oraz specjalistycznych programów wykluczyłby nasz szpital z ogólnopolskiej sieci. To byłby koniec. W tej chwili koszty tej operacji to ok. 4,5 mln zł. A przecież jest mnóstwo innych potrzeb codziennych – remonty posadzek, łazienek, infrastruktura techniczna – wymieniać można bez końca.
Dlatego bez dodatkowego zatrudnienia powstała u nas komórka zajmująca się przygotowaniem i pisaniem wniosków o pozyskiwanie pieniędzy. Już do 28 września zostaną złożone pierwsze aplikacje.
Największym i najtrudniejszym dla sochaczewskiego szpitala dodatkowym kosztem, który będziemy musieli pokryć z własnych pieniędzy, będą konieczne do spełnienia warunki adaptacji szpitala do warunków przewidzianych w rozporządzeniu Ministra Zdrowia, które mają być spełnione do roku 2016.
Gdybyśmy musieli zrobić to literalnie, tak jak strategia wymaga, wydać musielibyśmy może nawet ponad pięćdziesiąt milionów złotych. Muszą to być głównie zmiany budowlane i funkcjonalne w obrębie szpitala, które staramy się robić drobnymi kroczkami w miarę posiadanych możliwoici.
Może kilka najprostszych przykładów?
P.Sz. - Koszt wymiany grzejników, które nie spełniają wymaganych standardów, to ok. 2 – 2,5 miliona złotych. Do tego doliczyć należy system sterowania pogodowego, system sterowania kotłownią itp.
Kolejny przykład – blok operacyjny oraz oddział anestezjologii i intensywnej terapii. Część budowlana pochłonie ok. 10 milionów złotych, drugie dziesięć musi pójść na wyposażenie. Istniejący blok operacyjny z Oddziałem Intensywnej Opieki Medycznej spełnia aktualne wymagania, ale spełniać je będzie jeszcze tylko przez cztery lata.
A minister mówi – ma być – koszty go nie interesują.
Niezbyt to optymistyczny akcent na zakończenie naszej rozmowy, ale chyba lepiej, żeby pacjenci sochaczewskiego szpitala znali prawdę nie tylko od strony kolejek do poradni. Co wcale nie znaczy, że lepiej się choruje wiedząc o tych kłopotach, ale dotychczasowe działania i starania nowych władz ukażą nam może jakieś światełko na końcu tej drogi.
rozm. A. Wach
ZOBACZ GALERIE